piątek, 21 grudnia 2012
niedziela, 19 sierpnia 2012
środa, 15 sierpnia 2012
Krzyżyk
Dawno temu (ponad 2 lata) wspominałem, że razem z pastorałem wykonałem krzyżyk do zawieszenia na szyi. Napisałem też wtedy, że nie mogę go zaprezentować, bo jest uszkodzony, a dokładniej figurka symbolizująca Jezusa miała odłamaną rękę. Wreszcie znalazłem dość siły, czasu i natchnienia, aby ów bibelot zreanimować.
Wykonany jest z dwóch materiałów. Czarny krzyżyk wyciąłem z kawałka oryginalnego hebanowca, przywiezionego przez mojego wujka z Sudanu (podejrzewam gatunek Diospyros mespiliformis). Figurka oraz "pergamin" zawieszony nad głową, wykonane są standardowo z kości wołowej. Jedno z drugim połączone są na "Kropelkę", a w miejsce gwoździ wbite są szpilki (na zdjęciach jeszcze ich nie ma), natomiast zawieszka jest z rzemienia.
Jedyną różnicą między "starą", a "nową" figurką jest... napis na pergaminie, gdzie prawidłowo brzmiący Chrystogram IHS, zastąpiłem swoim pseudonimem hds. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.
Obydwa przedmioty były moim stałym elementem wyposażenia, podczas dorocznych wędrówek na Jasną Górę. Krzyżyk pojawił się na tym blogu dwukrotnie - tutaj oraz tutaj, natomiast razem z pastorałem był widoczny na tym zdjęciu.
W tamtych pielgrzymkowych czasach, praktycznie nie rozstawałem się z tym krzyżykiem (nosiłem go bez przerwy). Byłem tak do niego przywiązany, że wręcz zacząłem się z nim utożsamiać. Wtedy też powstał jedyny wiersz, jaki wyszedł spod mojego pióra, w którym go opisywałem, a właściwie to określałem siebie.
Przytoczę go tutaj, ku przestrodze.
Tak wygląda koszmar poety.
Nie wierzę, że coś takiego spłodziłem, jednak karty pamiętnika nie kłamią. Tak prowadziłem kiedyś diariusz, który przypomniał o drugiej, wypartej z pamięci, jeszcze gorszej liryce.
Dekadę później napisałbym wersję minimalistyczną.
Z czasem moja religijność (nie mylić z wiarą) mocno przygasła, a uszkodzony krzyżyk powędrował do pudełka z pamiątkami.
Pozostała wola, aby krzyżyk spalić razem ze mną, a prochy rozsypać na ukochanych biebrzańskich bagnach.
Pozostał również lęk przed religijnymi fundamentalistami, którym wydaje się że sumiennie wypełniają przykazania, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym, ustanowionym właśnie przez Chrystusa na krzyżu dyndającego.
Właśnie dla tych "miłujących inaczej", dedykuję piosenkę podpatrzoną na zaprzyjaźnionym blogu. Doprawdy nie wiem jak mogłem przeoczyć jakąkolwiek piosenkę z repertuaru lubianej Justysi? Pewnie dlatego, że nie przepadam za poezją, nawet tą śpiewaną. Chociaż jak zwykle bywają wyjątki i ten do nich należy.
Wykonany jest z dwóch materiałów. Czarny krzyżyk wyciąłem z kawałka oryginalnego hebanowca, przywiezionego przez mojego wujka z Sudanu (podejrzewam gatunek Diospyros mespiliformis). Figurka oraz "pergamin" zawieszony nad głową, wykonane są standardowo z kości wołowej. Jedno z drugim połączone są na "Kropelkę", a w miejsce gwoździ wbite są szpilki (na zdjęciach jeszcze ich nie ma), natomiast zawieszka jest z rzemienia.
Jedyną różnicą między "starą", a "nową" figurką jest... napis na pergaminie, gdzie prawidłowo brzmiący Chrystogram IHS, zastąpiłem swoim pseudonimem hds. Dlaczego? O tym w dalszej części posta.
Obydwa przedmioty były moim stałym elementem wyposażenia, podczas dorocznych wędrówek na Jasną Górę. Krzyżyk pojawił się na tym blogu dwukrotnie - tutaj oraz tutaj, natomiast razem z pastorałem był widoczny na tym zdjęciu.
W tamtych pielgrzymkowych czasach, praktycznie nie rozstawałem się z tym krzyżykiem (nosiłem go bez przerwy). Byłem tak do niego przywiązany, że wręcz zacząłem się z nim utożsamiać. Wtedy też powstał jedyny wiersz, jaki wyszedł spod mojego pióra, w którym go opisywałem, a właściwie to określałem siebie.
Przytoczę go tutaj, ku przestrodze.
Tak wygląda koszmar poety.
Ja-Krzyżyk
by hds
14.07.1998
Jestem krzyżykiem z przybitym Jezusem.
Czarny jak heban, biały niczym kość.
Futurystyczny i tradycjonalny zarazem.
Kanciasty jak krzyż, lecz obły jak postać Chrystusa.
Zwierzęcy jak kość, ale roślinny jak drewno.
Moja dwoista natura jest boleśnie złączona szpilkami,
A całość zawieszona w nicości na rzemieniu.
Nie wierzę, że coś takiego spłodziłem, jednak karty pamiętnika nie kłamią. Tak prowadziłem kiedyś diariusz, który przypomniał o drugiej, wypartej z pamięci, jeszcze gorszej liryce.
Dekadę później napisałbym wersję minimalistyczną.
Krzyżyk i Postać
Czarne - Białe
Tradycjonalne - Futurystyczne
Kanciaste - Obłe
Roślinne - Zwierzęce
Krucha Twardość
Boleśnie złączone przeciwieństwa zawieszone w próżni.
Z czasem moja religijność (nie mylić z wiarą) mocno przygasła, a uszkodzony krzyżyk powędrował do pudełka z pamiątkami.
Pozostała wola, aby krzyżyk spalić razem ze mną, a prochy rozsypać na ukochanych biebrzańskich bagnach.
Pozostał również lęk przed religijnymi fundamentalistami, którym wydaje się że sumiennie wypełniają przykazania, zapominając jednocześnie o tym najważniejszym, ustanowionym właśnie przez Chrystusa na krzyżu dyndającego.
Właśnie dla tych "miłujących inaczej", dedykuję piosenkę podpatrzoną na zaprzyjaźnionym blogu. Doprawdy nie wiem jak mogłem przeoczyć jakąkolwiek piosenkę z repertuaru lubianej Justysi? Pewnie dlatego, że nie przepadam za poezją, nawet tą śpiewaną. Chociaż jak zwykle bywają wyjątki i ten do nich należy.
Bóg zapłać.
środa, 18 lipca 2012
wtorek, 10 lipca 2012
Podlasie: Soce
Soce, to niewielka szeregowa wieś, składająca się z dwóch równoległych osad (ulicówek), przedzielonych rzeczką Rudnią i nieoficjalnie nazwanych - Mokrany i Suchlany.
Wraz z sąsiadującymi Puchłami oraz Trześcianką, wchodzi w skład tzw. Krainy Otwartych Okiennic, słynącej z bogato zdobionych (piękna ornamentyka w formie nad- i podokienników, okiennic, wiatrownic, narożników, a także dekoracyjnego oszalowania elewacji i szczytów), drewnianych domów.
Żeby nie było wątpliwości, to wszystkie chaty są tak strojne, a nie tylko pojedyncze domy.
Na miejscu stoi sporo odświętnie udekorowanych krzyży wotywnych,
Na miejscu stoi sporo odświętnie udekorowanych krzyży wotywnych,
a także znadująca się nad potokiem Hatok, dębowa kaplica słupowa z 1861 r. z rytą w drewnie ikoną św. Jana Chrzciciela.
Tak prawdopodobnie wygląda wiejski Eden.
czwartek, 5 lipca 2012
Podlasie: Szlak Drzewo i Sacrum
Na terenie wyznaczonym trasą Bielsk Podlaski - Hajnówka - Zabłudów - Bielsk Podlaski wytyczony jest szlak "Drzewo i Sacrum", gdzie można podziwiać zabytki drewnianej architektury świeckiej i sakralnej.
W dzisiejszym odcinku skupię się tylko na świątyniach, a dokładniej cerkwiach, gdyż tereny te zamieszkane są głównie przez ludność wyznania prawosławnego. Dwa pierwsze kościoły nie należą do tego szlaku, ale wpisują się w prezentowany klimat, który przy odrobinie wyobraźni może przywodzić na myśl rosyjskie baśnie.
Mostowlany - Cerkiew pw. św. ap. Jana Teologa |
Juszkowy Gród - Cerkiew Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy |
Łosinka - Cerkiew pw. św. Apostoła Jakuba |
Stary Kornin - Cerkiew pw. św. Michała Archanioła |
Dubicze Cerkiewne - Cerkiew pw. Opieki Matki Bożej |
Parcewo - Cerkiew pw. św. Dymitra Sołuńskiego |
Ryboły - Cerkiew pw. św. Jerzego |
Puchły - Cerkiew pw. Opieki Matki Bożej |
Trześcianka - Cerkiew pw. św. Michała Archanioła |
środa, 30 maja 2012
Podlasie: Biebrza
Na skrzydłach zaprzyjaźnionego bielika amerykańskiego, prosto zza Wielkiej Wody przyfrunąłem nad polską dzicz, a dokładniej biebrzańskie rozległe mokradła, nazywane czasem Zielonym Oceanem.
Choćby nie wiem jak piękny był Nowy Jork, czy inne miasto na świecie, jestem zwykłym wiejskim kundlem i tego się nie wyrzeknę.
W Biebrzy jestem bezgranicznie zakochany dzięki Pankowi, który pierwszy raz trafił tutaj w 1998 roku i porządnie go wtedy biebrznęło.
Ja dotarłem dopiero dziesięć lat później i tak jak mój właściciel chciałbym kiedyś ugrzęznąć tutaj na stałe.
Teren ten jest doskonale znany przyrodnikom, a szczególnie ornitologom z całego świata, którzy zjeżdżają się tutaj głównie wiosną, aby obserwować setki gatunków ptaków (275) i innych zwierząt. Szczególnie cenną zdobyczą jest "upolowanie" niepozornej wodniczki, zaobserwowanie stad tokujących batalionów, dubeltów czy cietrzewi.
Chociaż równie ciekawe może być podglądanie remiza wijącego swoje charakterystyczne gniazdo, z których pradziadowie ludzi robili... buty.
Biebrza to również ostoja łosia, którego bezproblemowo zobaczymy w zagrodzie hodowlanej na Grzędach,
choć przypadkowe spotkanie w naturze, nawet blisko ludzkich zabudowań, też jest bardzo prawdopodobne.
Znacznie trudniej wytropić moich dzikich przodków, czyli wilki. Jednak ślady ich bytności (tropy, sierść, kał), można w terenie odnaleźć,
a czasem podczas spływu kajakiem, zdarza się taki upiorny topielec wielkości wilka, ale równie dobrze mógł to być duży pies.
Kto żyw ten nad Biebrzę!
W okresie kwiecień - czerwiec jest tutaj bajecznie.
Jedynie komary mogą nam uprzykrzyć odrobinę pobyt, ale kto by się nimi przejmował w trakcie przechadzki wśród nieskończonych łanów kaczeńców.
Choćby nie wiem jak piękny był Nowy Jork, czy inne miasto na świecie, jestem zwykłym wiejskim kundlem i tego się nie wyrzeknę.
W Biebrzy jestem bezgranicznie zakochany dzięki Pankowi, który pierwszy raz trafił tutaj w 1998 roku i porządnie go wtedy biebrznęło.
Ja dotarłem dopiero dziesięć lat później i tak jak mój właściciel chciałbym kiedyś ugrzęznąć tutaj na stałe.
Teren ten jest doskonale znany przyrodnikom, a szczególnie ornitologom z całego świata, którzy zjeżdżają się tutaj głównie wiosną, aby obserwować setki gatunków ptaków (275) i innych zwierząt. Szczególnie cenną zdobyczą jest "upolowanie" niepozornej wodniczki, zaobserwowanie stad tokujących batalionów, dubeltów czy cietrzewi.
Chociaż równie ciekawe może być podglądanie remiza wijącego swoje charakterystyczne gniazdo, z których pradziadowie ludzi robili... buty.
Biebrza to również ostoja łosia, którego bezproblemowo zobaczymy w zagrodzie hodowlanej na Grzędach,
choć przypadkowe spotkanie w naturze, nawet blisko ludzkich zabudowań, też jest bardzo prawdopodobne.
Znacznie trudniej wytropić moich dzikich przodków, czyli wilki. Jednak ślady ich bytności (tropy, sierść, kał), można w terenie odnaleźć,
a czasem podczas spływu kajakiem, zdarza się taki upiorny topielec wielkości wilka, ale równie dobrze mógł to być duży pies.
Kto żyw ten nad Biebrzę!
W okresie kwiecień - czerwiec jest tutaj bajecznie.
Jedynie komary mogą nam uprzykrzyć odrobinę pobyt, ale kto by się nimi przejmował w trakcie przechadzki wśród nieskończonych łanów kaczeńców.
wtorek, 29 maja 2012
Motylek
W połowie grudnia zeszłego roku, ogłosiłem pierwsze Candy w karierze tego bloga.
Odzew, o dziwo był dość duży.
Po miesiącu zapisów ogłosiłem wyniki konkursu, a zwyciężczynią została Trzpiotka.
Dziewczęciu wpadła w oko dorowa Kociornica, której z przyczyn oczywistych (nie dubluję już wykonanych przedmiotów) nie mogłem wykonać.
Wreszcie w maju znalazłem odrobinę czasu, żeby wreszcie zabrać się do roboty.
Długo zastanawiałem się co dla niej zrobić, bo ona sama ostatecznie nie określiła się co to może być?
Zapragnąłem zrobić coś megazajebiaszczokiczastego (w końcu robione z przeznaczeniem na przesłodkie candy), a że dziewczę młodziutkie, miesiąc maj i niedługo Dzień Dziecka, zatem padło na Motylka, który przed ostatecznym szlifem metaforycznie płonął niczym ćma w ogniu świec i kominka.
Kilka dodatkowych pociągnięć różnymi frezami, papierem ściernym oraz filcem.
Mała ogrodowo-kwiecista sesja fotograficzna.
I razem z pozostałymi gadżetami wchodzącymi w skład wygranej (niestety los był pusty),
śliczne imago odfrunęło do nowej właścicielki.
Mam nadzieję że szczęśliwie dotarło i nie zaginęło w czeluściach wiecznie głodnej poczty, tak jak pierwsze szydełko dla Anety.
Odzew, o dziwo był dość duży.
Po miesiącu zapisów ogłosiłem wyniki konkursu, a zwyciężczynią została Trzpiotka.
Dziewczęciu wpadła w oko dorowa Kociornica, której z przyczyn oczywistych (nie dubluję już wykonanych przedmiotów) nie mogłem wykonać.
Wreszcie w maju znalazłem odrobinę czasu, żeby wreszcie zabrać się do roboty.
Długo zastanawiałem się co dla niej zrobić, bo ona sama ostatecznie nie określiła się co to może być?
Zapragnąłem zrobić coś megazajebiaszczokiczastego (w końcu robione z przeznaczeniem na przesłodkie candy), a że dziewczę młodziutkie, miesiąc maj i niedługo Dzień Dziecka, zatem padło na Motylka, który przed ostatecznym szlifem metaforycznie płonął niczym ćma w ogniu świec i kominka.
Kilka dodatkowych pociągnięć różnymi frezami, papierem ściernym oraz filcem.
Mała ogrodowo-kwiecista sesja fotograficzna.
I razem z pozostałymi gadżetami wchodzącymi w skład wygranej (niestety los był pusty),
śliczne imago odfrunęło do nowej właścicielki.
Mam nadzieję że szczęśliwie dotarło i nie zaginęło w czeluściach wiecznie głodnej poczty, tak jak pierwsze szydełko dla Anety.
czwartek, 26 kwietnia 2012
Maryśka
Swego czasu, gdy zrobiłem Mamuśce wisiorek-listek ze stojaczkiem, sobie również wykonałem podobny, tylko innego gatunku.
Nie będę udawał, że nie zażywałem marihuany, bo bym wierutnie kłamał.
Maryśkę lubię (nawet bardzo) i jak mam opcję alkohol-trawa, to zdecydowanie wybieram ten drugi wariant, bo po prostu mam kaca z głowy.
Na samym początku tutejszej pisaniny, popełniłem nawet (a dokładniej Fafik, żeby nie było na mnie) minimalistyczny tekst pod wpływem ;D
Jak nie trudno odgadnąć, jestem za legalizacją zioła.
Wracając do wisiorka, po jego zrobieniu dość długo nosiłem go dumnie na szyi.
Niestety pewnego razu, odpadł jeden z listków.
To najbardziej typowy przykład na to, jak kruchą materią jest kość, szczególnie gdy przedmiot z niej wykonany, ma jakieś przewężenia. Wtedy najmniejsze uderzenie w coś twardego, zazwyczaj kończy się bezpowrotnym zniszczeniem bibelotu, gdyż ratowanie "Kropelką" mało skutkuje.
Nie będę udawał, że nie zażywałem marihuany, bo bym wierutnie kłamał.
Maryśkę lubię (nawet bardzo) i jak mam opcję alkohol-trawa, to zdecydowanie wybieram ten drugi wariant, bo po prostu mam kaca z głowy.
Na samym początku tutejszej pisaniny, popełniłem nawet (a dokładniej Fafik, żeby nie było na mnie) minimalistyczny tekst pod wpływem ;D
Jak nie trudno odgadnąć, jestem za legalizacją zioła.
Wracając do wisiorka, po jego zrobieniu dość długo nosiłem go dumnie na szyi.
Niestety pewnego razu, odpadł jeden z listków.
To najbardziej typowy przykład na to, jak kruchą materią jest kość, szczególnie gdy przedmiot z niej wykonany, ma jakieś przewężenia. Wtedy najmniejsze uderzenie w coś twardego, zazwyczaj kończy się bezpowrotnym zniszczeniem bibelotu, gdyż ratowanie "Kropelką" mało skutkuje.
wtorek, 14 lutego 2012
czwartek, 2 lutego 2012
Asymetryczna łyżeczka
... czyli Szydełko 2, bo gruba baba na Poczcie zeżarła poprzednie.
Gdy wysyłałem Anecie paczkę z tamtym szydełkiem, miałem dziwne obawy, że nie dotrze do celu.
Nie dość, że wspomniana kobieta miała "tysiąc" obiekcji, to jeszcze popełniłem dwa karygodne błędy. Po pierwsze wysłałem to zwykłym priorytetem, po drugie bez adresu zwrotnego.
Stało się. Szydełko zaginęło w wygłodniałych trzewiach Poczty Polskiej, więc musiałem zrobić drugie.
Tym razem, wykorzystałem tzw. różę z pierwszym odrostkiem, zwanym oczniakiem.
Dzięki temu, szydełko-łyżeczka ma charakterystyczny wygięty kształt, ergonomicznie przystosowany do trzymania w prawej dłoni, a do tego może swobodnie stać na stole.
Od wewnętrznej strony, wykonałem kolejny haft kociewski, mając na uwadze, że geneza tego typu szwu regionalnego, nie jest tak oczywista, jak by się mogło wydawać.
W róży jeleniego poroża, również postanowiłem umieścić wariację kociewskiego haftu, jednakże efekt finalny, przypomina bardziej harcerską lilijkę ;)))
Mam nadzieję, że tym razem transport nie zawiedzie i zamówienie dotrze do adresatki ;DDD
Gdy wysyłałem Anecie paczkę z tamtym szydełkiem, miałem dziwne obawy, że nie dotrze do celu.
Nie dość, że wspomniana kobieta miała "tysiąc" obiekcji, to jeszcze popełniłem dwa karygodne błędy. Po pierwsze wysłałem to zwykłym priorytetem, po drugie bez adresu zwrotnego.
Stało się. Szydełko zaginęło w wygłodniałych trzewiach Poczty Polskiej, więc musiałem zrobić drugie.
Tym razem, wykorzystałem tzw. różę z pierwszym odrostkiem, zwanym oczniakiem.
Dzięki temu, szydełko-łyżeczka ma charakterystyczny wygięty kształt, ergonomicznie przystosowany do trzymania w prawej dłoni, a do tego może swobodnie stać na stole.
Od wewnętrznej strony, wykonałem kolejny haft kociewski, mając na uwadze, że geneza tego typu szwu regionalnego, nie jest tak oczywista, jak by się mogło wydawać.
W róży jeleniego poroża, również postanowiłem umieścić wariację kociewskiego haftu, jednakże efekt finalny, przypomina bardziej harcerską lilijkę ;)))
Mam nadzieję, że tym razem transport nie zawiedzie i zamówienie dotrze do adresatki ;DDD
Subskrybuj:
Posty (Atom)