poniedziałek, 19 września 2011

Złocony dzik w glinie

Ostatni weekend lipca, zwieńczał pewien etap blogowych znajomości.
Na krańcu Polski (z mojego punktu podróży), spotkało się Kółko Wzajemnej Adoracji, skupione przy charyzmatycznej Doro.
Cukiniowa Czarownica, zorganizowała w swoim Starym Sadzie, warsztaty z Formowania Gliny oraz Współczesnych Technik Pozłotniczych.
Nabór na nie, odbywał się już na wiosnę, chętnych była cała masa, w wyniku morderczej selekcji, pozostało tylko dziewięciu najzdolniejszych.
Zakwalifikowali się: psychoanalityczna mistrzyni - Aneta, wieczne rozbawione HTF'y z przyjaciołami, prawiewarszawski Arthi, który w ostatniej chwili nie dotarł, głupawo hasający Kimi oraz moi z Fafikiem.
Po dwunastogodzinnej podróży pociągiem, dotarłem do malowniczego Łańcuta.
Pogoda śliczna, błękit nieba, białe chmurki, słonko grzeje, jednym słowem - sielskoanielsko.
Towarzystwo zjeżdżało się przez cały dzień, by wieczorem zasiąść w ogrodzie, przy grillu.
Sącząc piwko i inne alkohole, czas nam mijał na niezobowiązujących pogaduszkach i podśmiechujkach.
Tymczasem fronty pogodowe, zorientowały się gdzie spędzam wolny czas i przybyły umilać nasz pobyt nieustającym deszczem.
Żeby nie było, lojalnie uprzedzałem o takiej możliwości, w punkcie trzecim tego wpisu ;]
Notabene, padać przestało, gdy ostatecznie opuściłem Podkarpacie ;D

W sobotę odbyły się zajęcia z taplania w błocie, tfu... z formowania gliny.
Co prawda miałem chytry plan ulepienia czegoś szokujące, jednak glina była... za twarda ;>
Popołudniu, podczas tajnych rokowań, w domku na drzewie, skonkretyzowała się nazwa kooperatywy Ham&Kid.
Wieczorem Fafik poszedł zwiedzać Zamek w Łańcucie, a towarzyszący mu Małpik, zaliczał wszystkie drzewa w parku.

Niektórzy nie wytrzymywali ogromnego tempa zajęć i snem zmorzeni, trwali wieki zaszyci w pościeli.
Natomiast inni, w ramach tak zwanych zajęć dodatkowych, szydełkowali zwierzaki z włóczki.
W ramach wysępionego prezentu, otrzymałem czerwonookiego, wściekłego dzika z niespodzianką ;>
Jako dziękczynienie, zobowiązałem się zrobić z kości pewien przedmiot. Cieszę się bardzo z tego zamówienia, bo to będzie zupełnie nowa jakość w moich (po)tforach.

Niedziela była dniem złocenia.
Wyszło na to, że szkoliłem się tylko ja, gdyż cała reszta już to znała.
Niesamowite uczucie!!!
Nakładać delikatne płatki najprawdziwszego złota, na różne struktury.
Z wrażenia prawie się udusiłem, wstrzymując oddech, aby zbyt silnym westchnieniem, nie posłać zwiewnej blaszki w przestrzeń warsztatu.

Ostatecznie pozłociłem dwa przedmioty, wyłowione z morza, w chorwackiej Ulice.
Pierwszy przedmiot, nawiązuje do tytułu, jednego z odcinków przygód, legendarnej postaci komiksowej (niedługo na ekranach kin).
Drugi jest zabawą formą, gdzie jedna strona mieni się złotem, a druga naturalnie perłowo.

Nocami byłem wypożyczany (czytaj wędrowałem od łóżka do łóżka) jako uniwersalny termofor.
Podobno fantastycznie grzeję, cokolwiek to znaczy ;)))

Na zakończenie wspomnę, że naszyjnik wymieniony na wisiorek, był tylko jednym z wielu prezentów, które wywiozłem ze Starego Sadu - nawiązane znajomości, wspaniałe wspomnienia, masa zdjęć, szydełkowy dzik, cała głowa planów i projektów oraz miseczka Bastet.
Potajemnie wywiozłem też kilka marnych reprodukcji zdjęć, których nie zawaham się opublikować w lepszej rozdzielczości, w przypadku nie spełnienia żądań ;>

Dzięki Doro ;-*

8 komentarzy:

  1. Kurde :|

    na sztuce się nie znam - ani od strony praktycznej, ani od "oglądaczej", ale na takie warsztaty z WAMI bym się baaaardzo chętnie wybrał.

    pozdrawiam

    :)

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA ha ha ah ah aha ha aha ha
    umarłem :D
    prawdziwie umarłem :D
    i reanimacja jest całkowicie zbędna...
    nie mam nic do dodania ;]

    o w dupkę... Twój najlepszy wpis :D ha ha ha ha

    OdpowiedzUsuń
  3. Adepcie - też się nie znam na sztuce, co nie przeszkadzało mi w uczestniczeniu w tych warsztatach rzemieślniczych ;)

    Kimonku - który to już raz nie prosisz o reanimację ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że przynętę znalazłeś ;))) A martwiłam się, że będzie niewidoczna, hahah!
    Dziękuję, piękny wpis ;*
    Bardzo ciepło Was Wszystkich wspominam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ps. A czy rentgenowskiego czasem nie znalazłeś? Na jutro pilnie potrzebne, a nie mogę zlokalizować ;/

    OdpowiedzUsuń
  6. Hadesie Drogi, ile razy mam dementować, że to ściema z tą parapsychologią? Płynę sobie przez życie niczego nieświadoma i nieszkodliwa niczym mątwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawa i zajmująca relacja. Jakbym prawie tam była ;)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Doro - czyżbyśmy złapali się z Kimonem na haczyk, jak te dwa przysłowiowe karpie ;)))
    Wydaje mi się, że jakiś rentgen też tam leżał, czyli w narożnym pokoju, gdzie były pamiątki z podróży, ale może to tylko moja pelikania wyobraźnia się teraz odzywa ;D

    Aneto - ściema, ściemą, a Twoje celne obserwacje, obserwacjami ;P
    Spytaj się Doro, czy aby mątwy takie nieszkodliwe ;)

    Choco - nawet nie musiałem się wiele wysilać w pisaniu, gdyż po prostu było ciekawie i zajmująco ;DDD

    OdpowiedzUsuń