Stali obserwatorzy bloga wiedzą, że ten symbol jest moim oryginalnym podpisem.
Zatem pewnie nikogo nie dziwi, iż oprócz tatuażu w tym kształcie, zrobiłem sobie również malusieńką (około 1 centymetr) zawieszkę z kości.
W podstawowej koncepcji, za literkę H, robią dwie zwrócone w przeciwnym kierunku ryby, przebite szablą. Jednak zanim dorobiłem do symbolu całe ideolo, powstała właśnie ta zawieszka. Dlatego tutaj, zaszczytną H-rolę, grają kości z kości ;)
Wcześniej nie pokazywałem tego wytworu, bo najzupełniej w świecie o nim zapomniałem, gdyż uległ nieodwracalnemu zniszczeniu.
Na powyższym przykładzie widać, jak delikatnym (wbrew pozorom) i kruchym materiałem jest kość.
Wystarczy chwila nieuwagi, uderzenia kościanym przedmiotem w coś twardego i przedmiot pęka, najczęściej w najcieńszym miejscu.
Dobrze, jeżeli to cienkie jest w miarę grube, to można jakoś spróbować skleić. Niestety tej zawieszki już się nie da zreanimować, a jedynie ładnie złożyć do zdjęcia ;D
środa, 14 grudnia 2011
poniedziałek, 19 września 2011
Złocony dzik w glinie
Ostatni weekend lipca, zwieńczał pewien etap blogowych znajomości.
Na krańcu Polski (z mojego punktu podróży), spotkało się Kółko Wzajemnej Adoracji, skupione przy charyzmatycznej Doro.
Cukiniowa Czarownica, zorganizowała w swoim Starym Sadzie, warsztaty z Formowania Gliny oraz Współczesnych Technik Pozłotniczych.
Nabór na nie, odbywał się już na wiosnę, chętnych była cała masa, w wyniku morderczej selekcji, pozostało tylko dziewięciu najzdolniejszych.
Zakwalifikowali się: psychoanalityczna mistrzyni - Aneta, wieczne rozbawione HTF'y z przyjaciołami, prawiewarszawski Arthi, który w ostatniej chwili nie dotarł, głupawo hasający Kimi oraz moi z Fafikiem.
Po dwunastogodzinnej podróży pociągiem, dotarłem do malowniczego Łańcuta.
Pogoda śliczna, błękit nieba, białe chmurki, słonko grzeje, jednym słowem - sielskoanielsko.
Towarzystwo zjeżdżało się przez cały dzień, by wieczorem zasiąść w ogrodzie, przy grillu.
Sącząc piwko i inne alkohole, czas nam mijał na niezobowiązujących pogaduszkach i podśmiechujkach.
Tymczasem fronty pogodowe, zorientowały się gdzie spędzam wolny czas i przybyły umilać nasz pobyt nieustającym deszczem.
Żeby nie było, lojalnie uprzedzałem o takiej możliwości, w punkcie trzecim tego wpisu ;]
Notabene, padać przestało, gdy ostatecznie opuściłem Podkarpacie ;D
W sobotę odbyły się zajęcia z taplania w błocie, tfu... z formowania gliny.
Co prawda miałem chytry plan ulepienia czegoś szokujące, jednak glina była... za twarda ;>
Popołudniu, podczas tajnych rokowań, w domku na drzewie, skonkretyzowała się nazwa kooperatywy Ham&Kid.
Wieczorem Fafik poszedł zwiedzać Zamek w Łańcucie, a towarzyszący mu Małpik, zaliczał wszystkie drzewa w parku.
Niektórzy nie wytrzymywali ogromnego tempa zajęć i snem zmorzeni, trwali wieki zaszyci w pościeli.
Natomiast inni, w ramach tak zwanych zajęć dodatkowych, szydełkowali zwierzaki z włóczki.
W ramach wysępionego prezentu, otrzymałem czerwonookiego, wściekłego dzika z niespodzianką ;>
Jako dziękczynienie, zobowiązałem się zrobić z kości pewien przedmiot. Cieszę się bardzo z tego zamówienia, bo to będzie zupełnie nowa jakość w moich (po)tforach.
Niedziela była dniem złocenia.
Wyszło na to, że szkoliłem się tylko ja, gdyż cała reszta już to znała.
Niesamowite uczucie!!!
Nakładać delikatne płatki najprawdziwszego złota, na różne struktury.
Z wrażenia prawie się udusiłem, wstrzymując oddech, aby zbyt silnym westchnieniem, nie posłać zwiewnej blaszki w przestrzeń warsztatu.
Ostatecznie pozłociłem dwa przedmioty, wyłowione z morza, w chorwackiej Ulice.
Pierwszy przedmiot, nawiązuje do tytułu, jednego z odcinków przygód, legendarnej postaci komiksowej (niedługo na ekranach kin).
Drugi jest zabawą formą, gdzie jedna strona mieni się złotem, a druga naturalnie perłowo.
Nocami byłem wypożyczany (czytaj wędrowałem od łóżka do łóżka) jako uniwersalny termofor.
Podobno fantastycznie grzeję, cokolwiek to znaczy ;)))
Na zakończenie wspomnę, że naszyjnik wymieniony na wisiorek, był tylko jednym z wielu prezentów, które wywiozłem ze Starego Sadu - nawiązane znajomości, wspaniałe wspomnienia, masa zdjęć, szydełkowy dzik, cała głowa planów i projektów oraz miseczka Bastet.
Potajemnie wywiozłem też kilka marnych reprodukcji zdjęć, których nie zawaham się opublikować w lepszej rozdzielczości, w przypadku nie spełnienia żądań ;>
Dzięki Doro ;-*
Na krańcu Polski (z mojego punktu podróży), spotkało się Kółko Wzajemnej Adoracji, skupione przy charyzmatycznej Doro.
Cukiniowa Czarownica, zorganizowała w swoim Starym Sadzie, warsztaty z Formowania Gliny oraz Współczesnych Technik Pozłotniczych.
Nabór na nie, odbywał się już na wiosnę, chętnych była cała masa, w wyniku morderczej selekcji, pozostało tylko dziewięciu najzdolniejszych.
Zakwalifikowali się: psychoanalityczna mistrzyni - Aneta, wieczne rozbawione HTF'y z przyjaciołami, prawiewarszawski Arthi, który w ostatniej chwili nie dotarł, głupawo hasający Kimi oraz moi z Fafikiem.
Po dwunastogodzinnej podróży pociągiem, dotarłem do malowniczego Łańcuta.
Pogoda śliczna, błękit nieba, białe chmurki, słonko grzeje, jednym słowem - sielskoanielsko.
Towarzystwo zjeżdżało się przez cały dzień, by wieczorem zasiąść w ogrodzie, przy grillu.
Sącząc piwko i inne alkohole, czas nam mijał na niezobowiązujących pogaduszkach i podśmiechujkach.
Tymczasem fronty pogodowe, zorientowały się gdzie spędzam wolny czas i przybyły umilać nasz pobyt nieustającym deszczem.
Żeby nie było, lojalnie uprzedzałem o takiej możliwości, w punkcie trzecim tego wpisu ;]
Notabene, padać przestało, gdy ostatecznie opuściłem Podkarpacie ;D
W sobotę odbyły się zajęcia z taplania w błocie, tfu... z formowania gliny.
Co prawda miałem chytry plan ulepienia czegoś szokujące, jednak glina była... za twarda ;>
Popołudniu, podczas tajnych rokowań, w domku na drzewie, skonkretyzowała się nazwa kooperatywy Ham&Kid.
Wieczorem Fafik poszedł zwiedzać Zamek w Łańcucie, a towarzyszący mu Małpik, zaliczał wszystkie drzewa w parku.
Niektórzy nie wytrzymywali ogromnego tempa zajęć i snem zmorzeni, trwali wieki zaszyci w pościeli.
Natomiast inni, w ramach tak zwanych zajęć dodatkowych, szydełkowali zwierzaki z włóczki.
W ramach wysępionego prezentu, otrzymałem czerwonookiego, wściekłego dzika z niespodzianką ;>
Jako dziękczynienie, zobowiązałem się zrobić z kości pewien przedmiot. Cieszę się bardzo z tego zamówienia, bo to będzie zupełnie nowa jakość w moich (po)tforach.
Niedziela była dniem złocenia.
Wyszło na to, że szkoliłem się tylko ja, gdyż cała reszta już to znała.
Niesamowite uczucie!!!
Nakładać delikatne płatki najprawdziwszego złota, na różne struktury.
Z wrażenia prawie się udusiłem, wstrzymując oddech, aby zbyt silnym westchnieniem, nie posłać zwiewnej blaszki w przestrzeń warsztatu.
Ostatecznie pozłociłem dwa przedmioty, wyłowione z morza, w chorwackiej Ulice.
Pierwszy przedmiot, nawiązuje do tytułu, jednego z odcinków przygód, legendarnej postaci komiksowej (niedługo na ekranach kin).
Drugi jest zabawą formą, gdzie jedna strona mieni się złotem, a druga naturalnie perłowo.
Nocami byłem wypożyczany (czytaj wędrowałem od łóżka do łóżka) jako uniwersalny termofor.
Podobno fantastycznie grzeję, cokolwiek to znaczy ;)))
Na zakończenie wspomnę, że naszyjnik wymieniony na wisiorek, był tylko jednym z wielu prezentów, które wywiozłem ze Starego Sadu - nawiązane znajomości, wspaniałe wspomnienia, masa zdjęć, szydełkowy dzik, cała głowa planów i projektów oraz miseczka Bastet.
Potajemnie wywiozłem też kilka marnych reprodukcji zdjęć, których nie zawaham się opublikować w lepszej rozdzielczości, w przypadku nie spełnienia żądań ;>
Dzięki Doro ;-*
wtorek, 13 września 2011
Kociornica
Podczas jednego z Pink Friday'ów, Kimon wygadał się przed oficjalną prezentacją, że podarowałem mu własnoręcznie wydzierganą małpkę.
Byłem w wielkim szoku, gdy zachwyt nad nią, okazała Doro ze Starego Sadu.
Od słowa do słowa, ugadaliśmy się na transakcję wiązaną, czyli ona robi mi cynamonowo-labradorytowy naszyjnik, a dla niej będzie zawieszka w podobnym klimacie.
Kolejny szok nastąpił, gdy zażyczyła sobie... ośmiornicę, bo spodziewałem się kotka (odrobinę przeprojektowałbym małpkę, zmieniając uszy oraz ogon i robota z głowy).
Głowonóg to już poważna sprawa.
Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił maleńkiego psikusa, zatem morski mięczak, zmutował razem z sierściuchem w Octopussycat, zwaną swojsko Kociornicą.
Czasu na takie robótki mam niewiele, ale dzięki temu mogłem prezentować Wam kolejne tajemnicze etapy tworzenia (tutaj oraz tutaj).
Małpka jest szybkim i bezbolesnym dzieckiem (owocem jednego, upojnego wieczoru), natomiast drapieżna Kociornica, rodziła się w bólach i mękach (te wszystkie zawijasy, kropeczki, otwory - masakra).
Ostatecznie jestem dumny z kolejnego bachora, tym bardziej że cudnie podkreśla zjawiskową urodę, płomiennowłosej właścicielki.
Uroczysta wymiana, nastąpiła podczas artystycznych warsztatów, w których miałem przyjemność uczestniczyć pod koniec lipca, przy okazji osobiście poznając masę fantastycznych ludzi.
Chyba mam jakąś chorobę mózgu, bo strasznie miły się zrobiłem ;D
Być może w nieokreślonej przyszłości, skrobnę kilka zdań na temat tego: co, jak, dlaczego, po co, z kim się tam działo?
Natomiast obszerną relację, możecie sobie przeczytać w tych kilku wpisach, zamieszczonych na blogu organizatorki.
Na zakończenie prezentuję jeden z dorowych prezentów zwrotnych.
Na zdjęciu smaży się na plaży, z kolei dumnie prezentuje się na mojej brudnej szyi, w towarzystwie wisiorkowych zwierzaków na ichnich właścicielach, na jednym ze zdjęć w tym wpisie.
Jeszcze smutna wiadomość.
Czarny Marian urwał niedawno kościanej małpce ogon i gdyby nie zaokrąglone uszy, to wyglądałaby jak kot.
Byłem w wielkim szoku, gdy zachwyt nad nią, okazała Doro ze Starego Sadu.
Od słowa do słowa, ugadaliśmy się na transakcję wiązaną, czyli ona robi mi cynamonowo-labradorytowy naszyjnik, a dla niej będzie zawieszka w podobnym klimacie.
Kolejny szok nastąpił, gdy zażyczyła sobie... ośmiornicę, bo spodziewałem się kotka (odrobinę przeprojektowałbym małpkę, zmieniając uszy oraz ogon i robota z głowy).
Głowonóg to już poważna sprawa.
Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił maleńkiego psikusa, zatem morski mięczak, zmutował razem z sierściuchem w Octopussycat, zwaną swojsko Kociornicą.
Czasu na takie robótki mam niewiele, ale dzięki temu mogłem prezentować Wam kolejne tajemnicze etapy tworzenia (tutaj oraz tutaj).
Małpka jest szybkim i bezbolesnym dzieckiem (owocem jednego, upojnego wieczoru), natomiast drapieżna Kociornica, rodziła się w bólach i mękach (te wszystkie zawijasy, kropeczki, otwory - masakra).
Ostatecznie jestem dumny z kolejnego bachora, tym bardziej że cudnie podkreśla zjawiskową urodę, płomiennowłosej właścicielki.
Uroczysta wymiana, nastąpiła podczas artystycznych warsztatów, w których miałem przyjemność uczestniczyć pod koniec lipca, przy okazji osobiście poznając masę fantastycznych ludzi.
Chyba mam jakąś chorobę mózgu, bo strasznie miły się zrobiłem ;D
Być może w nieokreślonej przyszłości, skrobnę kilka zdań na temat tego: co, jak, dlaczego, po co, z kim się tam działo?
Natomiast obszerną relację, możecie sobie przeczytać w tych kilku wpisach, zamieszczonych na blogu organizatorki.
Na zakończenie prezentuję jeden z dorowych prezentów zwrotnych.
Na zdjęciu smaży się na plaży, z kolei dumnie prezentuje się na mojej brudnej szyi, w towarzystwie wisiorkowych zwierzaków na ichnich właścicielach, na jednym ze zdjęć w tym wpisie.
Jeszcze smutna wiadomość.
Czarny Marian urwał niedawno kościanej małpce ogon i gdyby nie zaokrąglone uszy, to wyglądałaby jak kot.
środa, 13 lipca 2011
HeHe Netsuke
Ojcowego bloga ni widu, ni słychu.
Zarobiony jest po uszy i nawet perspektyw na urlop nie widać, a przecież chłop już na emeryturze powinien być, dziabając swoje chrabąszcze.
Pod wpływem kultury dalekowschodniej, postanowił ostatnio wykonać japoński bibelot - netsuke.
Surowiec stanowi świński kieł (sic!)
Żeby uwidocznić skalę przedmiotu, na poniższym foto znajduje się szpilka!
Dzięki temu powstała podłużna wersja zawieszki, zwana sashi.
Wyborowany wizerunek pająka, znalazł się na wewnętrznej stronie zębiszcza.
SZACUN FATRZE!!!
Zarobiony jest po uszy i nawet perspektyw na urlop nie widać, a przecież chłop już na emeryturze powinien być, dziabając swoje chrabąszcze.
Pod wpływem kultury dalekowschodniej, postanowił ostatnio wykonać japoński bibelot - netsuke.
Surowiec stanowi świński kieł (sic!)
Żeby uwidocznić skalę przedmiotu, na poniższym foto znajduje się szpilka!
Dzięki temu powstała podłużna wersja zawieszki, zwana sashi.
Wyborowany wizerunek pająka, znalazł się na wewnętrznej stronie zębiszcza.
SZACUN FATRZE!!!
środa, 15 czerwca 2011
Odblaski HeHe
środa, 25 maja 2011
HeHe Bzzz Bzzz
Zmuszony jestem nadal prezentować ojcowe bibeloty.
Niby twórczy człowiek, a w sprawie bloga utknął na etapie... wymyślania tytułu ;/
Tak sobie pomyślałem, że może Drodzy Czytelnicy pomogliby mu w tej kwestii ;D
Jeżeli ktoś ma pomysła, to proszę go zapodać w komentarzu.
W przypadku mnogości propozycji, zamieszczę stosowną ankietę.
Zatem jest szansa, współtworzenia nowego bloga od samego początku ;)
Docelowo w miejscu tym prezentowane będą jego wytwory (z kości, poroży, rogów, drewna, szkła, metalu), fotografie natury oraz modele samolotów (ta pasja jest najstarsza, w chwili obecnej zawieszona na kołku).
Żadnych złotych myśli, słowotoku, czczej gadaniny, bo pismo raczej nie jest jego mocną stroną.
Dzisiejszy chrabąszcz jest świetlistą pszczołą.
Materiałów chyba nie muszę opisywać, bo widać jak na dłoni (kolorowe szkiełka, kawał drutu, żarówka oraz sitko herbaciane).
poniedziałek, 9 maja 2011
Zwieszona małpka
Przy okazji ostatniego, piątkowego wpisu, gadatliwa Małpa wypaplała "mimowolnie", że po kilku latach przerwy (sic!) ponownie zmierzyłem się z kościaną materią.
Po pierwsze chciałem sprawdzić czy jeszcze potrafię, po drugie razem z Fafikiem jechaliśmy do Krakowa, a że mieszka tam pewien znajomek z bloga ;) to nie wypadało spotkać się na kawie z pustymi rękami ;]
Czasu przed wyjazdem było mało, zatem poguglałem odrobinę za jakimś sensownym wzorem (bywam only odtwórczym rzemieślnikiem) i doskonały na tą okazję, okazał się naskalny wizerunek małpy w Nazca.
Pozwoliłem sobie odrobinę go zmodyfikować, łącząc ze sobą łapki, żeby można było wisiorek za nie wieszać, ale równie dobrze nadaje się do tego zakręcony ogon.
Uzbrojony w obrazek, poszedłem do tatowego warsztatu i z kotem na kolanach zabrałem się do pracy.
Po dwóch godzinach powstał surowy bibelot.
Niestety zabrakło czasu (była już noc, a rano wyjazd) na dopracowanie szczegółów, wygładzenie kancików i końcowe szlifowanie z polerowaniem ;/
Zdjęcie otwierające ten wpis, wykonane zostało przez obdarowanego.
Małpka zawisła na pięknym w swej prostocie naszyjniku, wykonanym przez Doro.
Muszę przyznać, że nieźle się razem komponują na szyi właściciela;)
Jednak dopiero dzisiaj ujrzałem go w najpiękniejszej oprawie ;D
Oddajmy głos specjalistce, która skomplementowała śliczną modelkę w tym wpisie.
Naszyjnik Hadesa bardzo pięknie podkreśla urodę loków, sam będąc zakręconym. Wszystko jest zakręcone, frędzle chusty też! I słychać śmiech wirujący, jak glisando.
Z wprawy chyba nie wyszedłem, a że mam zamówienie na ośmiornicę, to czym prędzej pędzę do wujka Googla i do roboty ;DDD
czwartek, 28 kwietnia 2011
Tabaczne łeHeHetanie
Prezentowałem już własnoręcznie wykonaną tabakierę, teraz czas na tatowe.
Do swojej wybrałem dość nietypowy surowiec, bo jelenie poroże, natomiast ojciec wykonał je z właściwego materiału, czyli giętych na gorąco, krowich rogów.
Dodatki w postaci zatyczek, podstawek i dekielków, zrobione są z kości, drewna, mosiądzu, muszli i bursztynów.
Na zakończenie mogę Wam zdradzić sekret, że Tato założył już swojego bloga.
Póki co zapoznaje się ze środowiskiem, możliwościami oraz obsługą.
Gdy już pojmie jak poruszać się po bloggerze, to zaanonsuję go w specjalnym numerze Blogo(vs)Kazika.
Niecierpliwi niech uzbroją się w cierpliwość, bo to przecież jest dziadzio ;D
O ile sprawne wymachiwanie dłutami, wiertłami, lutownicą, nożem, szlifierką i wszelakim innym sprzętem idzie mu świetnie, o tyle ogarnięcie nowinek technicznych XXI wieku jest drogą przez mękę ;)
Muszę się wykazywać anielską cierpliwością w wyjaśnianiu współczesnych zaklęć: spacja, enter, małpa, e-mail, hasło, logon, link itp.
Do swojej wybrałem dość nietypowy surowiec, bo jelenie poroże, natomiast ojciec wykonał je z właściwego materiału, czyli giętych na gorąco, krowich rogów.
Dodatki w postaci zatyczek, podstawek i dekielków, zrobione są z kości, drewna, mosiądzu, muszli i bursztynów.
Na zakończenie mogę Wam zdradzić sekret, że Tato założył już swojego bloga.
Póki co zapoznaje się ze środowiskiem, możliwościami oraz obsługą.
Gdy już pojmie jak poruszać się po bloggerze, to zaanonsuję go w specjalnym numerze Blogo(vs)Kazika.
Niecierpliwi niech uzbroją się w cierpliwość, bo to przecież jest dziadzio ;D
O ile sprawne wymachiwanie dłutami, wiertłami, lutownicą, nożem, szlifierką i wszelakim innym sprzętem idzie mu świetnie, o tyle ogarnięcie nowinek technicznych XXI wieku jest drogą przez mękę ;)
Muszę się wykazywać anielską cierpliwością w wyjaśnianiu współczesnych zaklęć: spacja, enter, małpa, e-mail, hasło, logon, link itp.
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Kolorowe HeHe szkiełka drzwiowe
piątek, 15 kwietnia 2011
Subtelne chlanie z HeHe butelek
Koniec Wielkiego Postu już tuż, tuż, więc niebawem znowu będzie można bez skrępowania sięgać dna... butelki.
Techniki zdobienia butelek przez tatuśka, odzwierciedlają to, co robi na witrażach, którymi swego czasu mocno się zajął.
Jest więc malowanie na szkle, doklejanie elementów, wytrawianie, grawerowanie.
Wieczorem tato poinformował mnie (odnośnie zapytania Anety), że do trawienia szkła, należy zaopatrzyć się w kwas fluorowodorowy, chociażby w tym sklepie ;)
wtorek, 12 kwietnia 2011
Wisiorek
Przeglądając archiwum tatusiowych cudeniek, nagle natknąłem się na coś, co znacznie odbiega poziomem od reszty prac.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy po chwilowej szperaninie w odmętach pamięci, zdałem sobie sprawę, że to dziełko wyszło spod mojej ręki ;/
Wisiorek z podstawką wykonałem w prezencie dla mamy, bodajże na urodziny.
Są to zupełne początki zmagań z kościaną materią, które dość szybko skazałem na zapomnienie ;)
Jak się okazuje, mało skutecznie, bo to "coś" nawet stoi w rodzinnej gablocie bibelotów.
Do wykonania potrzebny był kawałek wołowej, grubej kości, piłka włosowata, zestaw wierteł oraz papier ścierny (różnej grubości).
W dość szybkim czasie i po zerwaniu jednej piłki, powstał taki gniocik, mający przypominać liść klonu ;]
Jakież było moje zaskoczenie, gdy po chwilowej szperaninie w odmętach pamięci, zdałem sobie sprawę, że to dziełko wyszło spod mojej ręki ;/
Wisiorek z podstawką wykonałem w prezencie dla mamy, bodajże na urodziny.
Są to zupełne początki zmagań z kościaną materią, które dość szybko skazałem na zapomnienie ;)
Jak się okazuje, mało skutecznie, bo to "coś" nawet stoi w rodzinnej gablocie bibelotów.
Do wykonania potrzebny był kawałek wołowej, grubej kości, piłka włosowata, zestaw wierteł oraz papier ścierny (różnej grubości).
W dość szybkim czasie i po zerwaniu jednej piłki, powstał taki gniocik, mający przypominać liść klonu ;]
piątek, 8 kwietnia 2011
niedziela, 3 kwietnia 2011
Tatusiowe jajka czyli HeHe Poletko
Naprawdę nie wiem jakim cudem nie chwaliłem się jeszcze tutaj dziełkami mojego tatki.
Chłop uprawia zawód, jaki wykonywał jeden z naszych byłych prezydentów, a przy tym jest prawdziwym człowiekiem renesansu i do tego samoukiem ;)
Fotografuje, rzeźbi, składa modele, robi witraże, skrobie jajka, szlifuje kości, rogi i poroża, oprawia noże, produkuje tabakiery, jednym słowem hobbystycznie wytwarza przedmioty, które później zarastają kurzem w mieszkaniu rodziców i znajomych ;D
Wcześniej pokazywałem swoje nieśmiałe próby zmagań z artystycznymi zapędami, ale odzew był żaden.
Uzmysłowiło mi to, że powinienem jednak skupić się na tym, w czym rzeczywiście jestem zajebisty, czyli boskim lśnieniem swojego jestestwa ;)))
Dlatego przekupiłem pewnego rzemieślnika, żeby zaczął uwieczniać mnie na płótnie.
Wracając do ojca, czas żebym porobił mu malutką reklamę, mając nadzieję że teraz Wasz entuzjazm będzie większy, gdyż na tym poletku nawet chwastów nie jestem godzien mu plewić ;)
Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, zatem na pierwszy rzut idą jaja.
Tyle jaj na dzisiaj.
Kto pierwszy uważa, że powyższe wytwory są do bani, niech pierwszy rzuci jajem ;D
Przy okazji mam fachowe pytanie od taty.
Czy ktoś orientuje się, jak usunąć wewnętrzną błonkę jajka, żeby w trakcie obróbki wiertełkami, nie powodowała pękania skorupki?
Przez tą błonkę są liczne straty w jajecznym (szczególnie gęsim) materiale!
Na zakończenie zdjęcie, które tatinek zrobił kilka dni temu, w okolicach Łysinina gdzie obecnie pracuje.
Upiera się, że kompletnie nie ingerował w to zdjęcie programem do obróbki zdjęć, jedynie nałożył na obiektyw filtr polaryzacyjny, ale ja i tak wiem swoje ;]
Chłop uprawia zawód, jaki wykonywał jeden z naszych byłych prezydentów, a przy tym jest prawdziwym człowiekiem renesansu i do tego samoukiem ;)
Fotografuje, rzeźbi, składa modele, robi witraże, skrobie jajka, szlifuje kości, rogi i poroża, oprawia noże, produkuje tabakiery, jednym słowem hobbystycznie wytwarza przedmioty, które później zarastają kurzem w mieszkaniu rodziców i znajomych ;D
Wcześniej pokazywałem swoje nieśmiałe próby zmagań z artystycznymi zapędami, ale odzew był żaden.
Uzmysłowiło mi to, że powinienem jednak skupić się na tym, w czym rzeczywiście jestem zajebisty, czyli boskim lśnieniem swojego jestestwa ;)))
Dlatego przekupiłem pewnego rzemieślnika, żeby zaczął uwieczniać mnie na płótnie.
Wracając do ojca, czas żebym porobił mu malutką reklamę, mając nadzieję że teraz Wasz entuzjazm będzie większy, gdyż na tym poletku nawet chwastów nie jestem godzien mu plewić ;)
Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, zatem na pierwszy rzut idą jaja.
Tyle jaj na dzisiaj.
Kto pierwszy uważa, że powyższe wytwory są do bani, niech pierwszy rzuci jajem ;D
Przy okazji mam fachowe pytanie od taty.
Czy ktoś orientuje się, jak usunąć wewnętrzną błonkę jajka, żeby w trakcie obróbki wiertełkami, nie powodowała pękania skorupki?
Przez tą błonkę są liczne straty w jajecznym (szczególnie gęsim) materiale!
Na zakończenie zdjęcie, które tatinek zrobił kilka dni temu, w okolicach Łysinina gdzie obecnie pracuje.
Upiera się, że kompletnie nie ingerował w to zdjęcie programem do obróbki zdjęć, jedynie nałożył na obiektyw filtr polaryzacyjny, ale ja i tak wiem swoje ;]
Subskrybuj:
Posty (Atom)